Dziś odwiedziłem sklep z napojami izotonicznymi

Lemoniada, Napój, Cytrusowych, Zimno

Niedawno, czyli sześć miesięcy temu, w ramach postanowień noworocznych uznałem iż zacznę biegać co ranek. Nie dlatego, że lubię. A dlatego iż to modne, fit, i w ogóle super. A tak serio, po prostu musiałem ruszyć tyłek aby schudnąć do lipca, czyli do czasu wyjazdu na upragnione wakacje. Tak więc pełen ochoty przystąpiłem do realizacji swoich postanowień we wspomnianym czerwcu. Na ostatnią chwilę postanowiłem wziąć się za siebie, lecz bynajmniej nie w sposób nieprzemyślany. Tak więc odwiedziłem dziś sklep z napojami izotonicznymi, akcesoriami dla sport-menów, kulturystów, i nastolatek chcących mieś słodkie fitness focie na  portalu społecznościowym. Ale do rzeczy ów sklep z napojami izotonicznymi, znajdował się na drugim końcu miasta w, którym mieszkam. Ale pomny doświadczeń, miast wsiąść do metra jak normalny człowiek, postanowiłem się tam przebiec. Efekt był co najmniej interesujący. Otóż, punktem startu dla mego biegu było moje skromne mieszkanko. Skromne lecz przytulne,to znaczy mające 20 metrów z hakiem i ciasne tak że nie ma mowy o wolnej przestrzeni większej niż metr na metr. Nie mówiąc już o uprawianiu w nim sportów wszelakich. A że siłownia kojarzy mi się raczej z potem i łzami, pozostało mi bieganie. Bo żaden szanujący się facet, nie pójdzie przecież na fitness, no chyba że ma profil na portalu społecznościowym, i musi wszystkim dobitnie oznajmić że jest cool, i fit. A więc nim dotarłem do sklepu z napojami izotonicznymi, zbiegłem ze schodów mojej klatce schodowej, żaden wyczyn powiecie. Ale ja i moja zadyszka mamy inne zdanie. W końcu ładny widok z dwudziestego piętra, kosztuje. Kosztuje wiele potu, łez. No dobra bez łez. Zbiegłem więc, z walącym niczym młot sercem, i pokonałem w rozpędzie ze sto metrów ulicy, po czym zwaliłem się na trawnik. Cóż pit stop, trzeba nabrać sił na dalszą wędrówkę. Kto przy zdrowych zmysłach biegnie przez pół miasta do sklepu z napojami izotonicznymi? Tylko skończony wariat mógłby sobie na to pozwolić. Ale że zawsze byłem nieco postrzelony, kontynuowałem swoją wędrówkę. Pokonałem w biegu, marszu, następnie w chodzie i truchcie kolejne parę kilometrów, aż dobiegłem do centrum. Cóż niewątpliwym plusem niedziel jest to iż tłok i spaliny jakie się tworzą w tygodniu, nie towarzyszą temu miejscu w weekendy. No teraz, jeszcze tylko kilka kroków, znaczy kilometrów, w trakcie których będę oddychać fit powietrzem bez spalin i dotrę do celu. Łatwo powiedzieć, trudniej się doczołgać. Ale nie jestem z tych, którzy łatwo się zrażają. Tak więc parłem do przodu. Raz nawet w szaleńczym iście sprinterskim tempie, gdy jakiś mały york postanowił, mnie upolować na kolację i ruszył w moim kierunku warcząc i szczekając. Piekielna bestia ! Kto by pomyślał, że potrafię biegać tak szybko. Ale cóż udowodniłem tym doświadczeniem, że niczym antylopa gnu, tudzież lampart jaki, potrafię pędzić na spotkanie przygodzie. Czy też do sklepu z napojami izotonicznymi, do którego po paru innych perypetiach, i mandacie z przekroczenie dozwolonej prędkości, w końcu dotarłem. Szczęśliwy i obolały zrobiłem tam zakupy, po czym uniesiony własną sportową aurą, postanowiłem udać się z powrotem do domu. Biegnąc.

Warto także przeczytać: http://nowosci.bloggg.pl/2018/08/07/koncentrat-w-puszcze-cos-trzeba-jesc/

Ten wpis został opublikowany w kategorii Zdrowie/Żywienie. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.